Do widzenia, urządzenia!
Czy warto poszukać alternatywy dla telewizji i programów dla dzieci?
Co robić, gdy czasu jest dużo, pogoda nie zawsze zachęca do zabaw na świeżym powietrzu, a dziecko się nudzi?
I skąd pomysł, by pożegnać się z ekranami?
Świat (z) ekranów
Ekrany są dziś wszędzie. Wpatrujemy się w ekrany telefonów, w ekrany komputerów, w domu, kiedy „odpoczywamy” – w ekrany telewizorów. Ta wszechobecność elektroniki już nam spowszechniała i być może dlatego nie zastanawiamy się nad tym, jak mogłoby być, gdybyśmy świadomie gospodarowali swoim czasem. Tylko że człowiek dorosły to jednak człowiek dorosły. Lepiej lub gorzej – poradzi sobie, kiedy będzie musiał coś przeczytać albo podtrzymać konwersację. Mamy to szczęście, że kiedy byliśmy dziećmi, ekranów było mniej i mieliśmy dzięki temu czas na zabawę i rozwój. Dlatego, między innymi, potrafimy dziś czytać ze zrozumieniem i prowadzić składne konwersacje.
Jednak ktoś zapyta: „Ale jak to? Przecież programy dla dzieci są edukacyjne!” Każdy ekran, choćby ten stworzony z najlepszych pobudek, unieruchamia dziecko. Nie pozwala mu skakać, biegać, eksplorować, naturalnie cieszyć się dzieciństwem. Nie pozwala myśleć. Sprawia, że dziecko godzinami siedzi – najczęściej w nieprawidłowej pozycji – i patrzy w ekran. Czasami nie ma znaczenia nawet co ogląda. Ważne, żeby zmieniały się obrazki. A w tym czasie mogłoby poznawać świat – huśtać się na huśtawce, pomagać mamie zrobić obiad, bawić się z rodzeństwem w chowanego, wymyślić zabawę w statek kosmiczny, albo, najzwyczajniej w świecie, trochę się ponudzić. Bo NUDA JEST POTRZEBNA. Czasami mam wrażenie, że bardzo staramy się zapełnić dzieciom każdą wolną chwilę, żeby się przypadkiem nie nudziły. A co innego sprzyja kreatywności, jak nie nuda właśnie? Najpierw musi być NIC, żeby powstało COŚ. Nuda uspokaja i pozwala zebrać myśli.
Słowa z telewizora
Zdaje się, że istnieje kilka powodów, dla których wierzymy w moc kreskówek. Jednym z nich jest przekonanie, że telewizja uczy dzieci mówić, a programy są edukacyjne. Dla małych dzieci najbardziej edukacyjna jest natomiast zabawa i wszelaka fizyczna aktywność – bo te pociągają za sobą aktywność umysłową.
To, że telewizja nauczy dziecko mówić albo rozwinie słownictwo dziecka niemówiącego, to MIT. Aby w umyśle małego dziecka powstało słowo, potrzebna jest akcja i integracja. W praktyce wygląda to tak, że aby dziecko nauczyło się np. słowa „stół”, musi ten „stół” usłyszeć, zobaczyć, powtórzyć i poczuć (np. uderzając o niego). I to wszystko musi się zdarzyć kilkadziesiąt razy. Dopiero wtedy w umyśle powstaje trwały ślad, który niesie ze sobą znaczenie dla dźwięków mowy, które układają się w „stół”. Wtedy – mając znaczenie, które dziecko rozumie i pamięta, a z czasem potrafi przywołać – „stół” staje się słowem. W sytuacji kiedy dziecko ogląda program telewizyjny – słyszy mowę, bo słowa płyną, ale brakuje im wymiaru i, najczęściej, kontekstu, aby mogło je zrozumieć (nie mówiąc już o przyswojeniu). I nie sposób tutaj pominąć drugiej kwestii – języka najlepiej uczymy się w działaniu, czyli wtedy kiedy możemy go doświadczać. Szczególnie dzieci do drugiego roku życia potrzebują interakcji i integracji, czyli reakcji zwrotnej, relacji, emocji. Drugiego człowieka. To właśnie wspiera próby nazywania, rozumienia i powtarzania.
Telewizor, choć mówi, to nie reaguje na dziecko. W tej „relacji” nie zachodzi interakcja. Dziecko jest samo. Przy okazji uczy się bardzo niebezpiecznej zależności – „mogę próbować mówić, ale mój głos nie ma znaczenia, bo nikt nie zwraca na niego uwagi”. Bajka w telewizji przecież trwa. Żaden z bohaterów nie przerywa swojej historii po to, by porozmawiać z kilkulatkiem. Na dodatek poprzez dźwięki z programów telewizyjnych (także reklam), aplikacji na urządzenia elektroniczne, non stop grającego w domu radia albo zabawek dźwiękowych – stymulowane są ośrodki słuchowe w prawej półkuli mózgu. Czyli te, które specjalizują się w odbiorze bodźców niewerbalnych, a zatem dźwięków innych niż mowa. Tak silna stymulacja tych ośrodków u dzieci blokuje niemal całkowicie lewopółkulowy odbiór przekazów językowych – a to oznacza, że dziecko tylko pozornie słyszy mowę, bo nie przetwarza (nie rozumie) dźwięków mowy w swoim mózgu. W konsekwencji mózg dziecka uczy się ignorować mowę, tak samo jak my, dorośli, możemy zignorować hałas na dworze, kiedy musimy skupić się na pracy. Mowa zostaje uznana za informacje nieistotne, czego skutki bywają opłakane (za prof. J. Cieszyńską: Wpływ wysokich technologii na funkcje lewej półkuli mózgu, [w:] Metoda krakowska wobec zaburzeń rozwoju dzieci, Kraków 2013, s. 92).
Żeby być obiektywnym – dzieci powyżej drugiego roku życia faktycznie mogą czasami przyswoić słowa zasłyszane z programu telewizyjnego. Jednak słowa te stanowią jedynie 10% słownictwa z zasobu słownika dzieci, które w tym czasie uczą się od żywych użytkowników – a zatem bawią się z nimi, kłócą się, spędzają razem czas. Co za tym idzie – dzieci oglądające telewizję uczą się o 90% mniej słów niż dzieci rozmawiające w tym czasie z dorosłymi lub innymi dziećmi.
Złoty środek
Jak uniknąć takich sytuacji? Kluczem w korzystaniu przez dzieci z ekranów i wysokich technologii jest umiar i wprowadzenie tych wszystkich urządzeń w odpowiednim czasie, czyli nie przed trzecim rokiem życia dziecka. Dlaczego nie wcześniej?
Dzieci do szóstego roku życia dzieci powinny zdobyć i udoskonalić poszczególne umiejętności poznawcze na tyle, aby stopień ich opanowania pozwolił na dalszy rozwój sprawności umysłowej. Najważniejsze sprawności rozwojowe, które od pierwszych dni dziecko wykształca i doskonali, to rozwój sprawności motorycznej i manualnej, spostrzegania wzrokowego, percepcji słuchowej, zabawy, zachowań społecznych, pamięci i oczywiście dominacji stronnej. Wszystkie one są z kolei podstawą dla rozwoju mowy.
Odpowiednia stymulacja i zdobycie we właściwym czasie poszczególnych umiejętności poznawczych zagwarantuje nie tylko harmonijny rozwój poznawczy, ale także pozwoli dziecku na rozwijanie umiejętności szkolnych. Sprawi, że czytanie, pisanie czy liczenie nie będą w przyszłości problemem. Zbyt wczesne wprowadzenie wysokich technologii w znaczny sposób zaburza rozwój dziecka, ponieważ z jednej strony utrudnia przyswajanie i doskonalenie tych umiejętności, które przy okazji korzystania z ekranów nie są stymulowane, z drugiej strony, zbyt mocno stymuluje inne – prowadząc do dysharmonii w rozwoju danej funkcji. Przykładem niech będzie analiza i synteza wzrokowa: dziecko oglądając bajkę na ekranie patrzy na ten dynamiczny obraz całościowo – stymulując prawopółkulową umiejętność postrzegania globalnego. Podczas takiego oglądania nie potrafi niestety dostrzec szczegółów (umiejętność lewopółkulowa), ponieważ nie przygląda się obrazowi analitycznie, tak jak mogłoby to zrobić, patrząc na statyczny obrazek w książce. W konsekwencji mózg dziecka ćwiczy jeden tylko sposób patrzenia (globalny).
W związku z różnymi problemami, które pojawiają się u dzieci zbyt często korzystających z ekranów, naukowcy zaproponowali następujące rozwiązania:
dzieci poniżej drugiego roku życia w ogóle nie powinny korzystać z ekranów i być poddawane działaniu wysokich technologii (telewizor, tablet, komórka, zabawki dźwiękowe, radio – nawet „w tle”);
od drugiego roku życia dziecko może obejrzeć kilkuminutową bajkę, rozsądek terapeuty mówi o 10-15 minutach dziennie; dziecko ogląda z rodzicem, który wyjaśnia, tłumaczy – razem z dzieckiem uczestniczy w historii;
od trzeciego roku życia – 30 minut do maksymalnie 1 godziny dziennie; wiemy co dziecko ogląda, sami obejrzeliśmy wcześniej i dobraliśmy program do wieku dziecka; pamiętajmy jednak – godzina to bardzo dużo!
PAMIĘTAJMY! Ekrany przeszkadzają w zabawie, w nawiązywaniu relacji (zaburzony jest rozwój zachowań społecznych), telewizja hamuje rozwój intelektualny, zbyt silna stymulacja wysokimi technologiami OPÓŹNIA ROZWÓJ MOWY. Jeśli telewizor jest włączony, kontakt dziecka z rodzicami jest o 20% rzadszy, a DZIECI UCZĄ SIĘ OD RODZICÓW!
Dzień dobry, doświadczenia!
Czy zatem telewizja może być sprzymierzeńcem? Może – dla starszych dzieci, które mają szansę czegoś się nauczyć lub dowiedzieć. Małe dzieci winny jednak spędzać czas z dala od ekranów. Dla zdrowia i umysłu.
Zdaję sobie sprawę, że ekrany opanowały życiową przestrzeń, zabierając pomysły nie tylko dzieciom, ale i dorosłym. Trudno jest niekiedy znaleźć alternatywę, zaproponować coś w zamian. Przedstawiam poniżej kilka propozycji. Czym zastąpić ekran?
Sprawdzą się: teatrzyk cieni, teatrzyk kukiełkowy, pantomima, kalambury, wymyślanie i opowiadanie bajek, czytanie bajek i baśni, wspólne gry – klasy, planszówki, gra „Rodzice kontra dzieci”, zaangażowanie dziecka w pomoc w domu – wspólne gotowanie, sprzątanie, rozwieszanie prania, zabawy i aktywności plastyczne – malowanie farbami, pastą do zębów, gąbką, palcami, pieczątki z ziemniaków, robienie kartek, zabawy ruchowe – taniec, plac zabaw, jazda na rowerze, spacery z pupilem, basen, trampolina, domowa huśtawka, zabawy w rycerzy, tajne bazy – puśćmy wodze fantazji…
Co ważne – nie organizujmy czasu dzieciom co do minuty, pozwólmy im się ponudzić, one same stworzą sobie przestrzeń do fascynującej zabawy.
Bibliografia:
A. Wentrych Zanim wkroczy specjalista…, Kraków 2016
J. Cieszyńska Metoda krakowska wobec zaburzeń rozwoju dzieci, Kraków 2013
K. Skarbek, I. Wrońska Diagnoza i wspomaganie rozwoju psychoruchowego dziecka w wieku przedszkolnym, Kraków 2023
J. Cieszyńska, M. Korendo Wczesna interwencja terapeutyczna. Stymulacja rozwoju dziecka od noworodka do 6 roku życia, Kraków 2021
Miesięcznik Bliżej Przedszkola nr 10.205/2018